sobota, 24 lipca 2010

Magiczny fortepian albo tęsknota za minionym

Co sądzić o zespole, który już po kilku dźwiękach pozwala odgadnąć, kto był dla niego inspiracją? A co powiedzieć, kiedy ową inspiracją jest nasz ulubiony zespół, który już nie istnieje?
W takim przypadku należałoby wystawić dwie oceny, diametralnie od siebie różne. Jedna, obiektywna, tym surowszej wymaga analizy. Druga, osobista, zdaje się być jednoznaczną odpowiedzią: "cudownie, odnalazłam alter ego dla ulubionego zespołu, który już raczej nic nowego nie nagra". Spróbujmy zatem nadać temu zdaniu obiektywną kontynuację. "I co dalej?" Oczywistym staje się fakt, iż w XXI wieku raczej bardzo trudno będzie muzycznie zaskoczyć. Ku uciesze wszelkiej maści sarkastów, sceptyków, większych lub mniejszych intelektualistów. I dobrze. Bo nie o rewolucję w tym przypadku chodzi. Istnieje drugi, właściwie ważniejszy element muzycznej twórczości. Możliwe, że Tangerine Dream też by wiele nie zdziałali, gdyby nie eksperymenty niejakiego Stockhausena. Tak samo z chaosu inspiracji winna wyłonić się indywidualna koncepcja. Przejdźmy wreszcie do zespołu. Czy muzyka zespołu Piano Magic nosi w sobie jakąś ideę? Już drugi utwór potwierdza ponadczasowość Dead Can Dance. Ale jak sprawdza się ta muzyka dzisiaj? Oczywiście, że doskonale, bo cóż innego lepiej się nadaje, jak nie pogańsko-gotyckie i plemienne dźwięki, do odstawienia tańca przez współczesnych ateistów? Przy pierwszym przesłuchaniu płyty Ovations można by zarzucić zespołowi, iż każdy utwór to hołd innemu zespołowi ze stajni 4AD. Hoł nie oznacza jednak tępego naśladownictwa. Utwór On Edge to ciekawe wydanie darkwave w jego pierwszej postaci czyli wczesnych nagrać Clan Of Xymox, zaprawione industrialnym, motorycznym rytmem. A Fond Farewell to ucieczka w poszukiwaniu samotni w wielkim mieście przy dźwiękach elektronicznej harfy. Kolejny utwór brzmi jak fragment muzyki, która nie zmieściła się na debiut Dead Can Dance z 1982r. Nawet maniera wokalisty, a chwilami barwa głosu też, łudząco przypomina o Brendanie Perrym. The Blue Hour i kolejne utwory właściwie dość jednoznacznie odwołują się do tych bardziej surowych, zimnofalowych rzeczy z początku lat 80.
I tak można się bawić w wyszukiwanie starych melodii i zespołów. Ale chodzi o coś jeszcze. Była mowa o własnej koncepcji. Dodajmy jeszcze: świetne, świeże melodie. POMYSŁ. Zapewne zespół Piano Magic pozostanie znany w kręgu podobnym do tego, który niegdyś zasłuchiwał się w niesamowitej, jedynej w swoim rodzaju, muzyce Dead Can Dance.
P.S. Tylko skąd ta nazwa? Może chcą wywołać wrażenie klasyczności, takiej fortepianowej właśnie?



piątek, 9 lipca 2010

Poopenerowa audycja

Zapraszam Was na dwie audycje, w których usłyszycie świeżą relację z tegorocznego Heineken Opener Festival oraz wspomnienia ubiegłych lat.

Nasłuchujcie 18 i 25 lipca na www.radiobit.dsw.edu.pl

:D