poniedziałek, 17 maja 2010

Skandynawski uśmiech

Dungen. Muzyka mieniąca się wieloma odcieniami spokojnych uczuć. Pozornie spokojnych i, tym bardziej, pozornie nudnych. Za tajemniczą nazwą kryje się ciepłe słońce i przenikliwy wiatr znad gór. Płyta „4” szwedzkiego zespołu przesiąknięta jest dużą dawką melancholii, tęsknoty i takiej dawki smutku, która jest zaprawdę nieodzowna. Przywodzi na myśl obraz starej kamienicy rozświetlonej słońcem w chłodny dzień. Lub wyblakłej fotografii, z której emanuje nieokreślona tęsknota. Lub starej, odrapanej ławki na skraju parku, którą się najbardziej lubi.

Czemu akurat wizualne skojarzenia, a nie muzyczne? No dobrze, jeśli nie można tańczyć o architekturze, to wróćmy do muzyki. Dungen brzmi, jakby Sigur Ros z płyty Takk zrobił sobie wycieczkę w lata sześćdziesiąte i spotkał muzyków z Cream, użyczających swoich solówek folkowcom.

Jedni powiedzą, to już było, a inni, do których zalicza się pisząca te słowa, że co prawda rewolucji nie ma, ale jest drobny powiew świeżego powietrza i uśmiech przechodnia. Takie nic, a ile znaczy.





Muzyka dziewiętnastowiecznej poezji


Zespół Ollin tworzą Polak, Anglik i Amerykanin. Jeden wniósł do muzyki zespołu zimnofalowe „deszcze słów”, drugi wyspiarskie mgły, a trzeci niepokojąco odludne przestrzenie. Powstała muzyka zaiste przenosząca słuchacza do krainy niepogody, mrocznych zamczysk, zaułków XIX-wiecznego Londynu i bagien angielskiego odludzia. Co więcej, to znakomite połączenie elektronicznego rocka, jakby zapatrzonego w Cyclone zespołu Tangerine Dream, z „katedralnym ambientem” z niesamowitej płyty Vangelisa El Greco. Dołóżmy do tego recytację przemyśleń samotnika, poszukującego w podróży i w oparach opium sensu życia, a otrzymamy idealną ścieżkę dźwiękową dla poezji prerafaelitów i artystów modernistycznych, czekających na fin de siecle.
Zespół wydał ten album całkowicie za darmo, można go ściągnąć z internetu z oficjalnego archiwum wraz z całą książeczką, która została tak pięknie przygotowana, że aż żal, iż nie można kupić tradycyjnego nośnika.
Jakimiż jeszcze słowami można opisać tę muzykę? Muzykę, która jest jak panująca obecnie aura za oknem, a która w przeciwieństwie do niej przyciąga nieodparcie i z dziwną przyjemnością nie pozwala o sobie zapomnieć. To nowy gotyk dla tych, co zatrzymali się przy niemodnym romantyzmie i nie przyjmują do świadomości futurystycznej abstrakcji.. Bowiem, jak powiedział Oscar Wilde, „gotyk szuka tych, których dusze zasępia choroba marzenia”.